Rubin został wydany w numerze 53 Science Fiction Fantasy i Horror z marca 2010 roku. To opowiadanie osadzone jest w realiach Francji czasów wypraw krzyżowych, a zarówno główny bohater, Enguerrand, jak i Filip to postaci prawdziwe, które niczego nieświadome żyją sobie w okolicach Bordeaux :-) Podejrzewam, że jeżeli kiedyś dowiedzą się, w jakim charakterze umieściłam ich w Rubinie, uduszą mnie bez skrupułów :-)
Poniżej umieszczam fragment opowiadania, a także na samym dole, pod fragmentem, jego pełną wersję w formacie pdf. Miłego czytania!
Rubin (fragment)
Następnego ranka Izabela wymknęła się z zamku z koszykiem pełnym wiktuałów. Enguerrand widział jej białą chustkę, to znikającą, to pojawiającą się na ścieżce prowadzącej do lasu.
– Idź się pożegnać, moja piękna – szepnął. – To twoja ostatnia wyprawa.
Poprzedniego wieczoru nie widział jej na wieczerzy. Zapytał o nią swojego przyszłego teścia, ale ten machnął ręką.
– Ot, niewiasty. Kto je tam zrozumie? – i po tej enigmatycznej wypowiedzi zaczął wypytywać Enguerranda o dworskie nowinki.
Ten jednak nie dał się zbyć.
– Jaka jest odpowiedź Izabeli? – spytał Filipa.
Stary westchnął bezradnie.
– Powiedziała, że jej decyzję poznasz, gdy oficjalnie poprosisz ją o rękę. Nie wcześniej.
Enguerrand zdławił przekleństwo. Nie miał ochoty bawić się w podchody, ale z drugiej strony, co szkodziło mu poczekać jeszcze dwa dni? A potem szybki ślub albo równie szybki napad – to będzie zależało od dziewczyny – i wreszcie będzie ją miał. Obiecał sobie, że podczas nocy poślubnej pozostanie głuchy na jej błagania o litość.
Pod wieczór do zamku przybył Bertram. Był okryty kurzem, zmęczony, ale z dumą wręczył swojemu panu duży pakunek owinięty w zgrzebne płótno.
– Orszak już wyruszył. Dotrą jutro.
– Dobrze się spisałeś, Bertramie. Odpocznij. Jutro masz być w pełni sprawny.
– Tak, panie. – Giermek skłonił się i zniknął, zabierając konia do stajni.
Enguerrand z czułością spojrzał na ciężką paczkę, którą trzymał przed sobą. Nikt oprócz niego i Bertrama nie miał prawa jej dotykać. Ruszył do swojej komnaty. Po drodze natknął się na pana Filipa.
– Proszę cię, aby moja narzeczona jutro nie opuszczała zamku – zażądał głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Filip miał już zaoponować, ale widząc spojrzenie swojego gościa, powiedział tylko:
– Dobrze.
W komnacie Enguerrand delikatnie postawił pakunek na dębowym stole z kiepsko oheblowanych desek. Odwinął płótno i jego oczom ukazała się płaska drewniana skrzynia pomalowana na biało. Na jej wierzchu wyryty był prosty krzyż.
Rycerz ukląkł i pogrążył się w modlitwie. Gdy skończył, wstał i otworzył wieko. W środku zobaczył jakę ze śnieżnobiałego płótna, która miała na przedzie wyhaftowany złotą nicią krzyż. Do sporządzenia tych nici użyto skrawka materiału z chusty świętej Weroniki. Pod jaką znajdował się miecz o nieskazitelnym ostrzu i złotym jelcu. Wykuty był przez najlepszych mieczników Jerozolimy, a hartowano go w oleju, do którego dodano kilka kropel świętych olejów i w wodzie z błogosławionego źródła bijącego obok Grobu Pańskiego. Na samym dnie leżała biała tarcza z wymalowanym złotym krzyżem, pobłogosławiona przez samego ojca świętego, a obok niej prosty, srebrny pręt.
Enguerrand uśmiechnął się, patrząc na te wszystkie wspaniałości.
– O, tak – pomyślał. – Teraz mogę się z nim zmierzyć.
/
Schodził ścieżką w głąb doliny. W promieniach słońca lśnił bielą i złotem. Kilka kroków za nim podążał Bertram. Zbliżywszy się do wieży, zauważyli postać u podnóża skał, stojącą w najgłębszym cieniu, którego nigdy nie rozświetlają promienie słoneczne. Mężczyzna nosił czarną zbroję kolczą, czarny hełm i smolistą jakę bez żadnego herbu. Klinga miecza wyglądała jak utkana z mroku. Podobnie tarcza.
Enguerrand zatrzymał się kilkanaście kroków od Czarnego Rycerza. Usłyszał łagodny głos, od którego przeszły mu ciarki po plecach.
– Czekałem na ciebie.