Zmiany

Dużo wody w rzekach upłynęło od ostatniego mojego wpisu na tym blogu. Wiele też działo się w moim życiu prywatnym i zawodowym – niektóre jego rozdziały zamykałam, a inne dopiero zaczynałam pisać. Podsumowując, spora reorganizacja. Między innymi ostatnio zakończyłam moją przygodę z blogiem o życiu w Norwegii, bo miałam wrażenie, że w tym temacie chyba się już wypaliłam (po 12 latach miałam do tego prawo). Rezultatem tego będzie większa aktywność na tym blogu, bo jeżeli nie będę mogła dzielić się moimi refleksjami na temat życia, to chyba pęknę ;-) Tak to już ze mną jest – pisanie jest dla mnie jak picie herbaty i nie potrafię ani nie chcę go rzucić. Tak, należę do zagorzałych miłośników herbaty, której wypijam codziennie całe mnóstwo. Z herbatą w Norwegii mam mały problem, ponieważ bardzo nieliczny odsetek populacji ją tu pija i sklepów z dobrą herbatą jest jak na lekarstwo. Najczęściej uzupełniam swoje zapasy sprowadzając herbaty z Trondheim, ale daleko im do jakości tych, jakie przywożę z Polski poupychaną w walizce gdzie się da. Ale nie o herbacie miało być :)

Miało być o pisaniu  – w końcu to blog autorski, nie? ;) Z pisaniem też jest u mnie niejaki kłopot, z uwagi na to, że na przemian piszę prace naukowe i beletrystykę. Problemem jest fakt, że to dwa zupełnie różne sposoby pisania i czasami dosyć trudno jest przeskakiwać z jednego na drugi. A że jestem pazerna, nie chcę zrezygnować z żadnego. Pisanie ma też na mnie działanie terapeutyczne – pomaga mi oczyścić duszę i umysł. W zeszłym roku miałam poważniejsze kłopoty ze zdrowiem i pisanie pomagało mi to przetrwać. Zaczęłam pisać dla siebie samej, dla własnej przyjemności i tak się w tym pisaniu zatraciłam, że wyszła z tego książka :) Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że to moje „pisanie dla przyjemności” sprawia przyjemność także innym osobom. W rezultacie jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to nowa książka trafi do waszych rąk w przyszłym roku :)

Jednak nie samą powieścią żyje pisarka. Czasami trzeba odskoczni od głównego tematu, bo myśli niespokojnie kłębią się w głowie, robią się irytujące i trzeba się ich pozbyć, przelewając na papier (albo monitor, jak kto woli). Wyszło z tego kilka skończonych opowiadań i kilka ich szkiców. Jedno z nich zostanie wydane w zbiorku, który wyjdzie w formie e-booka (ale nie pytajcie „kiedy?”, bo nie mam pojęcia – ja liczę na przyszły rok, ale…).

Ostatnio pisałam też raport z badań, który miał mieć maksymalnie 100 stron w edytorze, ale mi wyszło ich 125. Sama nie wiem, jakim sposobem… :)

Na dzisiaj to byłoby na tyle. Pozdrawiam!